Prof. Tomasz Hirnle

Prof. Tomasz Hirnle kierował kliniką kardiochirurgii w Białymstoku. W 2005 r. stał się ofiarą prowokacji przeprowadzonej przez innego lekarza w odwecie za to, że profesor nie przyjął go na specjalizację. Wynajęta ekipa (mężczyzna i dwie kobiety) miała za zadanie upozorować wręczenie łapówki profesorowi. Mężczyzna udawał pacjenta, a jedna z kobiet wcieliła się w rolę jego córki. Gdy położyła na biurku kopertę, w której było 5000 złotych, do gabinetu weszli powiadomieni wcześniej policjanci z działającego od niedawna wydziału antykorupcyjnego. Policjanci przez telefon poinstruowali kobietę jak powinna zeznawać, by być wiarygodną.

Prof. Hirnle na dwa miesiące trafił do aresztu, a potem stracił kontrakt w klinice kardiochirurgicznej. Kulisy prowokacji ujrzały światło dzienne, gdyż chcący zemścić się lekarz nie zapłacił całej ustalonej kwoty wynajętej przez siebie ekipie, która w odwecie stopniowo zaczęła ujawniać szczegóły zaplanowanej akcji. Nie poprawiło to jednak zbytnio sytuacji kardiochirurga, gdyż policjanci twierdzili, że cała operacja została przeprowadzona zgodnie z prawem. W rezultacie profesora skazano na osiem miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.

Tomasz Hirnle stracił stanowisko ordynatora, ale się nie poddał i dalej walczył o sprawiedliwość. Sąd po pewnym czasie umorzył warunkowo postępowanie, ale kardiochirurgowi zależało na całkowitym uniewinnieniu, dlatego odwołał się. Prawomocny wyrok uniewinniający zapadł dopiero w 2011 r. i niesłusznie oskarżony profesor mógł wrócić na stanowisko ordynatora.

Po prawomocnym uniewinnieniu kardiochirurg wystąpił do sądu o zadośćuczynienie i odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie. Mimo że uczynił to dwa tygodnie po upływie przewidzianego prawem terminu, białostocki sąd nie miał wątpliwości, że odszkodowanie się należy ze względu na obowiązujące zasady współżycia społecznego. Prokuratura apelacyjna w Białymstoku złożyła jednak kasację do Sądu Najwyższego argumentując, że roszczenie się przedawniło. Prokuratura Generalna wycofała tę kasację, zatem Sąd Najwyższy w październiku 2012 r. potwierdził, że profesorowi należy się łącznie 90 tysięcy złotych zadośćuczynienia i odszkodowania.

Przed sądem stanęli następnie autorzy prowokacji. Kobiety uczestniczące w akcji poddały się dobrowolnie karze w maju 2010 r., a pod koniec 2012 r. wyroki usłyszeli policjanci nadzorujący operację oraz lekarz chcący zemścić się na profesorze. Na proces czeka jeszcze mężczyzna udający pacjenta.